Szczególnie teraz, gdy idzie wiosna.
Wie to każdy mieszkaniec miasta, dla którego spacerowanie, nie mówiąc już o próbie usadowienia się na trawniku w polskich parkach przypomina wędrowanie między minami. Cały czas trzeba patrzeć pod nogi, by nie wdepnąć w psie odchody. A od samego patrzenia w dół może się robić niedobrze.
Psie odchody w centrach miast to oczywiście problem na całym świecie. Ale niektórzy ("bardziej cywilizowani" - powiedzą niektórzy) potrafią sobie z nim radzić.
Sposoby są rozmaite:
1. Pojemniki z piaskiem, z których mogłyby korzystać psy – powinny być regularnie sprzątane przez administracje osiedli, czy parków
2. Pojemniki, gdzie można wrzucać same psie kupy - pojemniki opróżniane przez zakłady oczyszczania miast, administracje osiedli – tu konieczna jest współpraca z firmą, która odbierze i zutylizuje takie odpady
3. Akcesoria dla właścicieli psów przekazywane przez władze samorządowe: rękawice foliowe, czy tekturowe łopatki
Problemów organizacyjnych oczywiście jest wiele. Np. pojemniki, jak się już pojawią, są zapychane innymi odpadami. Wtedy już wyedukowani wrzucają kupy do zwykłych śmietników, czego z powodów sanitarnych nie powinni oczywiście robić. Te trafiają do sortowni choć powinny być traktowane jak ścieki komunalne.
Samo tłumaczenie, że trzeba sprzątać po własnych psach, niewiele daje. Dzieje się tak dlatego, że właściciele czworonogów sami czują wstręt na równi z pozostałymi użytkownikami chodników czy trawników.
Psie qpy to tabu. Nikt o nich nie mówi, choć codziennie każdy widzi ich kilka. Udawanie, że problemu nie ma pozwala go nie poruszać. A komu przyszłoby do głowy zwrócić uwagę właścicielowi pieska, który załatwia się na środku głównego chodnika w centrum miasta?
Tekst i zdjęcia: Katarzyna Dulko