Niemiecki pisarz Joachim Lottmann dokonał zaskakującego (nawet dla siebie samego) odkrycia. Po raz pierwszy dojrzały na niemieckiej fali obywatelskości dzieci współczesnej rewolucji ekologicznej. Dumni manifestujący zwycięzcy polityczni kijami do Nordic Walking pokonali konserwatystów z CDU, którzy południowymi landami Niemiec rządzili przez 58 lat. Dotychczasowa konserwatywna i chrześcijańska władza upadła "połknięta przez ziemię niczym Ben Ali w Tunezji lub Mubarak w Egipcie".
Tak opisane nastroje po protestach proekologicznych w Badenii (Stuttgart 21) panują zdaniem autora już w całych Niemczech. Jeszcze żadnej rewolucji w tym kraju nie udało się tak szybko i w pozytywnym tonie "bez szerzenia nienawiści" pokonać inne siły polityczne - dzisiaj częścią zielonego ruchu niemieckiego chcą być i "czerwoni", i "czarni", i "żółci".
Zieloni symbolizują ojczyznę
Jak mówi burmistrz Bayerisch Eisenstein, Thomas Mueller: "Ludzie uważają, że to właśnie Zieloni są obecnie prawdziwą partią ojczyźnianą" („Überall erkennen die Menschen, dass wir Grünen die wahre Partei der Heimat sind“). Sam odszedł z konserwatywnej partii CSU do Zielonych. I ma wielu następców - szczególnie na wsiach i w mniejszych miastach. "Każdy, kto kocha swój kraj, swoje bydło, jest wierny żonie, własnemu ciału i krwi, ten przyłącza się do nowego ruchu". Jedni wstępują ... w nowym 8-cylindrowym super-SUV-em, największym możliwym jeepem od BMW, jak wspomniany burmistrz. Sam tłumaczy, że jest samochód taki jest mu potrzebny do politycznych podroży po zarośniętym bawarskim lesie.
Tylko ... Kościół Katolicki nie bardzo chce wierzyć w nowy ruch. Jak Mueller swoim samochodem aktywnie przemierza Bawarię głosząc nowe zasady i styl życia, jest w tym aktywniejszy od samych księży, i zdaje się być bardziej pomocny. Codziennie ogłasza nowe pomysły i co najważniejsze - konsekwentnie je realizuje. Wprowadził nowe zasady na jednym z miejskich cmentarzy - teraz w imię ekologii zmarli chowani są w ziemi między korzeniami drzew sosny - taki "powrót do natury".
Kościół katolicki jest zrozpaczony. Coraz mniej ma swoich zmarłych na "prawdziwym" cmentarzu chrześcijańskim, obok pięknego kościółka, którego dzwon jeszcze cicho i subtelnie wybija godzinę. Kto wie, co będzie następne? Centrum informacji o bio-kompostowaniu czy stacja recyklingu? Mueller jako burmistrz może też dawać ekologiczne śluby. Przy najstarszych w Europie drzewach świerkowych. Te akurat znajdują się w jego okręgu wyborczym, a że mają po 600 lat to są nie lada atrakcją dla nowożeńców.
Życie to jeden wielki kompost
Energia i odpady. To niekończąca się inspirująca dyskusja - niemieccy radni z Południa już nie potrafią o niczym innym rozmawiać. Z błyskiem w oczach debatują o własnym młynie wodnym, czy innych eko-wynalazkach. Dyskusje są gorące i szybko wciągają nawet najbardziej odpornych. A przecież to ciągle śmieci i energia, i znowu energia i śmieci. Tak w kółko. Nie ma już debat o prawach człowieka, wolności, emancypacji, końcu kapitalizmu - rządzą śmieci. Czy współcześni zieloni aktywiści stali się technokratami bez idealistycznego zajęcia? Stali się tak praktyczni i przyziemni?
Boris Palmer, burmistrz Tübingen, jest uważany za jednego z głównych eko-Szwabów swojego regionu. Są to osoby, które łączą elementy ekologiczne z typową dla Szwabii duszą domownika. Jego ojciec był politykiem, a on sam nie ma nic przeciwko przedsiębiorcom i "kapitalistom" - to porządni ludzie, średnia klasa, mieszczaństwo mające standardy etyczne. Sam Palmer jest praktyczny i wierzy w fakty, inwestycje, nie popiera korupcji (a kto tak?). Popiera budowę centrum handlowego, bo to da miejsca pracy. I ludzie to popierają. Szczególnie, że lubią, jak powstają nowe rzeczy. Nie widać wtedy alternatyw, które się pominęło. Dla Zielonych jasne jest, że Palmer to taki Green Obama.
I to wszystko się zgadza. Nawet najbardziej krytyczni mieszkańcy Berlina przyzwyczaili się już do zimna i nieludzkości nowego dworca, popierają jego postmodernistyczne walory. Może i wiedzą o możliwościach płynących z budowania pięknych dworców kolejowych w kamieniu i naturalnych materiałach, ale jakby nie widzą związku z tą stalową bezosobową konstrukcją.
Wewnątrz partii, członkowie Zielonych widzą w Palmerze nowego kanclerza. Może jeszcze nie za dwa lata, bo jest za młody, ale za sześć to już na pewno. Wybór Claudii Roth nie byłby uzasadniony, szczególnie po epoce Angeli Merkel, pierwszej kobiecie kanclerz. Renate Künast już się przejadła i nie sprawdziła, a Trittin ze względów zdrowotnych nie da rady poprowadzić ruchu do zwycięstwa. Jest jednak Palmer - strategiczny i praktyczny realista, zielony Obama. Oczywiście nikt o tym nie mówi, ale to przecież jasne.
Eko-milionerzy chętnie wydają pieniądze na zielony luksus
Każdego tygodnia na Ļołudniu otwierane jest nowe miejsce eko-snobizmu, kafejka, restauracja. Rzeczy są tam niewiarygodnie drogie, ale zysk i tak gwarantowany. W końcu nie tylko wegetarianie zachwycają się wegańskimi smakołykami. I wszyscy chcą być członkami partii - w stolicy Bawarii Monachium po Fukushimie liczba członków w ciągu kilku dni wzrosła o 50%. Joachim Lottmann widzi tu związek z nacjonalistyczną przeszłością Niemiec. Wtedy też młodzi ludzie buntowali się przeciwko państwu, demonstrowali i nocami dyskutowali o przyszłości (dzisiaj o atomie i kompoście). Zrywy "patriotyczne" jednoczą i aktywują jak mało co. Teraz ... to zielony, bardzo zielony zryw.
Opracowanie: Kasia Dulko
Całość artykułu w j.niemieckim można znaleźć tutaj: Die Welt: Ökorepublik Deutschland – Die spinnen, die Grünen , Joachim Lottmann