Przykładem niech będzie sortownia elektroodpadów. Nasze
śmieci, worki pełne cuchnących staroci są ręcznie przebierane i segregowane do
odpowiednich pojemników. Stare lodówki do korpusa są rozkładane na część
pierwotne. Wysysają tam nawet freon. Komputery z całego kraju rozłożone lądują
w kilku pojemnikach. Osobno szkoło, osobno metal, gdzie indziej plastik. Ciężka
praca. Kiedyś chociaż była wdzięczna. Ale od ostatnich tygodni kryzysu nawet to
przestało się opłacać.
A wszystko przez ropę. Jej ceny poszły w dół, więc staniały
tworzywa sztuczne. Potaniał papier ze świeżych włókien, i potaniały opakowania.
Do tego zmalała produkcja we wszystkich branżach. Więc dlaczego producenci
mieliby szukać materiałów z odzysku, które – co widać gołym okiem – są surowcem
gorszej jakości?
Zakładom przetwórstwa nie opłaca się oczyszczać naszych
śmieci komunalnych. Przyjmują tylko te z selektywnej zbiórki (na przykład z
pojemników typu IGLO). Kompostownie nie chcą przyjmować większości naszych
śmieci biologicznych, bo wrzucamy tam resztki mięsa, które wcale nie komponują
się z obierkami ziemniaków. A producenci mają problemy ze sprzedażą makulatury,
bo nikt jej nie chce kupować. I co ma zrobić konsument? Żyć ekologiczną moralnością?