Po trzecie: komu dajemy zarobić?
Przeczytałam kiedyś niesamowitą historię grupy młodych chłopaków z Polski, którzy podróżowali po Stanach. Jak to studenci, nie posiadali praktycznie żadnych pieniędzy, ale za to wielkie ambicje zobaczenia świata. Podróżując kupionym na lotnisku gruchotem z jednego wybrzeża na drugie spali w kilkudziesięciu kempingach. W swoich relacjach na żywo najbardziej byli dumni z tego, że codziennie rano udawało im się na tyle wcześnie uciec z miejsca noclegu, że nie musieli za niego płacić ... tych kilka dolarów.
Wakacje w stylu eko mają na celu dostarczenie pozytywnych wrażeń i impulsów rozwojowych nie tylko nam samym, ale przede wszystkim osobom, które odwiedzamy. I to nie tylko wlasnej babci na wsi, czy właścicielowi hotelu, ale społeczności lokalnej, czy nawet krajowi wizytowanemu. Okradanie właścicieli kempingów w USA tylko z pozoru nie ma nic wspólnego z niszczeniem lasów Amazonii, nielegalnym wyrębem drzewa, czy rabunkowym rolnictwem pod plantacje globalnych koncernów. To wszystko zaprzecza zrównoważonej, - uczciwej i ekologicznej turystyce.
Załóżmy, że już jedziesz już na te Karaiby. W większości takich miejsc na świecie istnieje wyraźny podział na biednych – lokalnych, którzy mieszkają w raju i nigdy nie wyjeżdżają, ponieważ nie stać ich na bilet nawet na sąsiednią wyspę, oraz na bogatych – takich jak ty – TURYSTA – i twój właściciel międzynarodowego hotelu. Z reguły te dwie grupy korzystają z zupełnie innych plaż, jedzą inne jedzenie, kupują inne ubrania. Nie dlatego, że mają do siebie daleko, albo istnieją fizyczne ograniczenia. Taka niestety jest konwencjonalna turystyka masowa, że najpiękniejsze tereny na ziemi zostały zagarnięte przez zachodnich inwestorów. Przykładowy z Polski może przez dwa tygodnie nie wydać (euro)centa na społeczność lokalną, ponieważ tak sobie ceni opcję hotelową all inclusive, a jak zdecyduje się na pamiątkę z wycieczki terenowej to i tak zakupi chiński albo tajwański plastik.
Wniosek jest taki, że turysta musi myśleć. Jak pojedzie na namiot nad Rospudę - ze swoimi puszkami, konserwami i butelkami Coca-coli – i nawet z zamiłowania do porządku nie zostawi ich w lesie, to miejscowym na nic się nie przyda. I jego / jej ekologiczna wycieczka... mogłaby równie dobrze i w tej samej cenie mieć miejsce w Egipcie. Z korzyścią dla regionu Rospudy.
Katarzyna Dulko