Ekoturystyka to nie oksymoron, wbrew pozorom. Podróżowanie jest rozwijające, edukacyjne, może też być ekologiczne. Należy tylko przestrzegać kilku zasad, albo raczej raz je zrozumieć, tak by na stałe weszły nam w krew. Ponieważ nic tak nie porusza nas jak nasze własne dobro, należy wyjaśnić czym jest ekoturystyka bez ideologicznych frazesów i górnolotnych idei, a na podstawie osobistych korzyści turysty. A turysta powinien przede wszystkim myśleć - wtedy wiele ze swoich wojaży zrozumie.
Po pierwsze: gdzie jedziemy?
Nie ma nic złego w tym, że chcemy zwiedzać odległe kraje, poznawać kultury Majów, odpoczywać na Karaibach albo kąpać się w islandzkich gejzerach. Jednak takie częste przemieszczanie się milionów turystów na całym świecie, w krótkim czasie i najczęściej samolotem dokłada się nie tylko do globalnych emisji gazów cieplarnianych, ale powoduje tłok w przestrzeni lotniczej. Efektem jednostkowym masowej turystyki lotniczej jest nic innego jak stres. Z reguły mało kto spędza na wyśnionej wyspie więcej niż tydzień i w konsekwencji tyle co odpoczywa, to lata. Stres, pośpiech, odpoczywanie na siłę, z masą obcych turystów.
Miłe jest wspieranie polskiej lokalnej turystyki nadmorskiej, ale kto był ten wie, że latem na Helu czy w Łebie jest tłoczniej niż w kolejce do kasy w Biedronce. Z ekologicznego punktu widzenia to nie są wakacje. Lepiej byłoby pojechać na Mazury (albo w kieleckie), pozwiedzać lasy, odpoczywać na świeżym powietrzu z dala od tłumów. Skoro wybór jest tak trudny, warto poświęcić mu więcej czasu – w końcu większość z nas wakacje (i to krótkie) robi tylko raz w roku.
Po drugie: co robimy?
Spędzić połowę urlopu w samolocie albo w korkach na Gdańsk, imprezować w dyskotekach Ibizy albo na pielgrzymce do grobu papieża, a może zlokalizować w okolicy małe gospodarstwo agroturystyczne (jeszcze lepiej ekologiczne) i całe dnie jeździć na rowerze z przerwami na dobre lokalne jedzenie i koncerty folkowe? Gdy już zdecydowaliśmy, gdzie jedziemy (i ile mamy pieniędzy), powinniśmy wybrać odpowiednią formę odpoczywania. Ta najbardziej eko zakłada nieingerowanie w zastane środowisko naturalne. Jak byłam mała i spędzałam wakacje z rodzicami nad morzem (głównie koło Gardnej) z nudów sprzątałam butelki i puszki pozostawione przez turystów w piasku. Po jednym dniu „plażowania“ potrafiłam zbudować zamek wielkości człowieka. Do dzisiaj oczywiście na polskich (i nie tylko, żeby była jasność) nic się nie zmieniło.
Ekoturysta nigdy nie wyrzuciłby papierka do lasu. Nie jeździłby quadem, nie chodził na polowania ani nie rozpaliłby w lesie ogniska. Będąc przez miesiąc na karaibskiej Gwadelupie wynajęłam ze znajomymi samochód (eco wersja Renaulta) tylko dlatego, że na wyspie nie funkcjonuje transport publiczny. Czasem trzeba się dostosować do panujących warunków i pójść na kompromis – albo zrekompensować go w inny sposób.
ciąg dalszy na następnej stronie: