Dzisiejsze kolekcje ubrań powstają w zawrotnym tempie. Od projektu, gdzieś w renomowanym studiu Europy Zachodniej, po zebranie części z całego świata, zszycie w jedną całość gdzieś w Azji, po wystawienie do sprzedaży w znanym sklepie sieciowym - niecałe trzy tygodnie. Kupujemy - jak podaje Kirsten Brodde w Saubere Sachen (2009) o jedną trzecią razy więcej niż przed laty. Najwięcej kupują kobiety około 30-tki, które czytają magazyny o modzie. I w sumie dlaczego miałyby tego nie robić? Ceny ubrań maleją od ponad 15 lat, dzisiaj można kupić bluzkę w cenie kawy czy chleba. A wobec rosnących kryzysów i depresji, zakupy potrafią być niezwykle lecznicze, skoro jedynym problemem jest wybór koloru buta....
Nasz apetyt na nowe okazje to jednak powód do prawdziwej ekologicznej katastrofy. Z jednej strony wysycha Morze Aralskie przez intensywne uprawy bawełny w Uzbekistanie, z drugiej wykorzystywani są pracownicy w sweatshopach. A w naszych śmieciach ląduje coraz to więcej ubrań, bo przecież nie wszystkie udaje się "uratować" w kontenerach na używane rzeczy.
Oczywiście naiwne byłoby namawianie większości kobiet, by przestały kupować. By przestały dostosowywać swój wygląd do okazji, by miały co najwyżej kilka par spodni i kilka bluzek w szafie (byłoby to wręcz namawianiem do wyrzucania, skoro już większość ma po kilkadziesiąt). Ale do kupowania rzeczy używanych już (przynajmniej w Polsce) namawiać nie trzeba. Co prawda polskie "ciucholandy" wciąż straszą wyglądem, nie dbają w większości o jakość czy nastrój podczas kupowania, ale widać postęp. Kupuje się tam już nie tylko z powodu braku środków, szczególnie, że co lepsze sklepy mają ceny droższe od "konwencjonalnych" nowych rzeczy, ale przede wszystkim z przyzwyczajenia, czy przekonania. Że to nie tylko oszczędza kieszenie, ale przede wszystkim środowisko i ludzi. Choćby byli daleko.
Czy to wystarczy? Na pewno nie, ale cóż ma zrobić odpowiedzialny konsument, jeśli już ogranicza kupowanie nowych ubrań, a te, które musi kupić są używane lub organiczne i fair trade? Mamy nadzieję, że tak szybko, jak rozwija się odpowiedzialna konsumpcja u nas i na świecie, tak szybko ktoś coś wymyśli. Tak jak zrobiła to firma Visa Elektron w Londynie. Wynajęła na kilka tygodni wielki hangar w centrum miasta i namówiła Brytyjki, by przyniosły nieużywane i niepotrzebne im ubrania do skupu. W zamian za poszczególne części garderoby każda z nich otrzymała punkty na swojej karcie visa, a po otwarciu wypełnionego po brzegi ciuchami hangaru, każda mogła ze swoimi punktami zabrać inne ciuchy. Wymiana kontrolowana, na której zyskali chyba wszyscy. W tym organizująca akcję firma. To, czego nikt nie chciał, zostało przekazane organizacji charytatywnej. A samo wymienianie się .. no cóż, nie różni się tak bardzo od kupowania. Ale jest bardziej osobiste, zabawniejsze no i w końcu ekologiczne.
Jest jeszcze jeden pomysł na zmniejszenie swojej konsumpcji ubrań - szycie i przerabianie. Ponieważ zlecanie tego fachowcom jest z reguły drogą sprawą, najlepeij byłoby nauczyć się szyć samemu(samej). To już jednak nie taka łatwa sprawa. Dlatego odsyłamy do ekspertów - może oni będą bardziej inspirujący! (patrz maszyny do szycia Łucznik).
Opracowanie: Redakcja Mój Ogrodnik
Więcej o modzie w serwisie: Eko Moda na Ogrodniku