Redakcja Mój Ogrodnik:
Wychowałaś się w Warszawie, czy wśród młodych ludzi, których znasz, są duże różnice w podchodzeniu do etyki, ekologii, odpowiedzialności? I z czego to może wynikać?
Basia Szczęsna:
Z priorytetów, świadomości społecznej, środowiskowej, globalnej. A tak bardziej po ludzku: z osobistych zainteresowań, z kreatywności, aktywności społecznej, z posiadania dzieci… Wielu konsumentów przechodzi na odpowiedzialną stronę mocy pod wpływem rodzicielstwa. Muszę przyznać, że moje doświadczenie potwierdza też obserwację o egoistycznych pobudkach odpowiedzialnej konsumpcji, są to też kwestie związane z ekonomią, która z ekologią czasem idzie w parze i to też jest jakaś forma dotarcia z przekazem.
Czasem zainteresowanie ekologią wynika z kreatywności – ktoś widzi, że przetwarzanie czegoś starego w coś nowego jest fajne, zaczyna interesować się upcyclingiem, potem przechodzi do ekologii i idzie dalej, łapiąc kolejnego bakcyla. Faktem jest, że odpowiedzialna konsumpcja wymaga kreatywności, potrafi też uzależnić w pozytywnym sensie – w ten sposób narodził się np. projekt TerraCycle, polegający na robieniu różnych przedmiotów jak torebki, portfele etc. z opakowań po produktach. Ale widać, że zainteresowanie ofertą dla etycznego konsumenta rośnie, a dostępność produktów powiela się dosłownie na naszych oczach na przestrzeni ostatnich lat, a nawet miesięcy.
Redakcja Mój Ogrodnik:
Twoje otoczenie - spotykasz się na co dzień z pracownikami korporacji i z przedstawicielami organizacji pozarządowych, aktywistami. Co łączy, co dzieli? Jak można wspierać wzajemne działania?
Basia Szczęsna:
Co łączy? Często idea. Dobra wola, wartości. Co dzieli? Taktyka, wizja, kwestie inwestycji, wizja planowanego zwrotu z inwestycji. Często problemem jest niespójność oczekiwań firmy z oczekiwaniami konsumentów. Czasem podział jest na linii doradca – klient, który nie rozumie odpowiedzialnego biznesu, ale idzie za modą, robiąc strategię CSR po łebkach i np. unikając kosztów rezygnuje z badania oczekiwań interesariuszy czy konsumentów. Chociaż paradoksalnie w tak płytkim rozumieniu CSR-u, które można nazwać ]white czy greenwashingiem chodzi głównie o skuteczną komunikację bardziej niż o odpowiedzialne działania, więc to też nie ma większego sensu. Na szczęście są firmy, które potrafią odmówić współpracy nad taką fuszerką, bo to nie jest odpowiedzialność biznesu tylko kolejna metoda budowania niespójnej komunikacji.
Jakiś czas temu na stronie RP.pl można było przeczytać, że głównym motywatorem istnienia etyki w biznesie jest przymus legislacyjny. W tym też jest sporo prawdy. Często firmy nie są gotowe, nie mają właściwego rozumienia wartości, ale w obawie przed karami za emisje czy za przekraczanie norm środowiskowych sięgają po elementy zarządzania procesami wewnętrznymi.
Ponadto innowatorzy muszą liczyć się z koniecznością inwestycji na początku drogi, a ta bariera jest często źródłem podziałów wewnętrznych, i zastojów decyzyjnych. To jest wybór: albo w to wchodzimy i planujemy nasze działania długoterminowo albo nie wchodzimy i liczymy na szybkie, niskonakładowe zyski.
Co jeszcze dzieli? Podejrzliwość, zaznaczam z wykrzyknikiem, nie zawsze uzasadniona. Sektor pozarządowy nie ufa biznesowi, ma poczucie bycia wykorzystywanym dla legitymizacji pewnych praktyk biznesowych albo wybielania wizerunku firmy. Biznes często nie traktuje organizacji pozarządowych jako partnerów. Postępuje wg maksymy: płacę - wymagam. Traktuje NGO jak dostawcę. Z kolei niektóre organizacje pozarządowe nie uświadamiają sobie swojej roli i siły społecznej, którą hamuje m.in. zależność finansowa od biznesu. Niezależność organizacji pozarządowych to ich największy atrybut – słusznie boją się ją stracić, ale też zdarza się, wcale nie tak rzadko, że trzeci sektor odmawia biznesowi współpracy, wychodząc z założenia, że tylko tak jest w stanie realizować rzetelnie swoje cele statutowe.
Redakcja Mój Ogrodnik:
Co ma największy sens w praktyce CSR firm? A co w etyce kupowania przez indywidualne osoby?
Basia Szczęsna:
Sens w praktyce firm mają rozwiązania systemowe. Firma nie może poprzestać na zaopiekowaniu jednego obszaru wewnętrznych procesów, np. wprowadzenia zasad zarządzania ludźmi, a zapomnieć o kwestiach łańcucha dostaw – zrównoważony rozwój to niekończąca się podróż samodoskonalenia. Natomiast kluczem do zwrotu z inwestycji jest przekazywanie wartości wewnętrznych w taki sposób, by odbiorcy – interesariusze, wiedzieli, że działanie firmy jest autentyczne i przynosi realne efekty. Nie ważne, czy obszar działania to edukacja, sprzątanie świata, rozwój przedsiębiorczości czy cokolwiek innego.
W kupowaniu czegokolwiek ważny jest dystans i słuszna doza krytycyzmu. Cokolwiek kupujemy świadomie i ze względu na wartości dodane produktu, zadajmy sobie trud i sprawdźmy czy to, co nam się mówi jest warte swojej ceny. Warto też się zastanawiać nad większymi zakupami: lepiej czasem zapłacić więcej i cieszyć się dłużej dobrą jakością niż kupić ładne, ale tandetne i na krótko. To jest konsumencka sfera zrównoważonego rozwoju i długofalowych inwestycji – im dłużej używam, tym mniej zużywam. Banalne, ale prawdziwe.
Bardzo dziękujemy za te słowa, z pewnością wielu z nas wyjaśnią wiele kwestii,
Katarzyna Dulko
Portal Moj Ogrodnik - ekologiczne ogrodnictwo i odpowiedzialne konsumpcja