Zawsze się zastanawiałam, dlaczego powszechnie uważa się, że kosmetyki ekologiczne są za drogie. Zaczęłam więc badać, sprawdzać, dowiadywać się co to są te specyfiki, gdzie są dostępne (i ile kosztują) kosmetyki określane jako ekologiczne, zdrowe, naturalne, certyfikowane, bio...
W końcu doszłam do wniosku, że chociaż jest wiele luksusowych eko kosmetyków (typu linie celebrytek), to jest też przecież wiele bardzo tanich odpowiedników (polskie marki) albo wręcz darmowych receptur, jeśli za eko kosmetykę uznać minimalizm kosmetyczny czy wręcz ich nieużywanie. I też można być EKO. Tymczasem ciągle mi czegoś brakowało, a na rozwiązanie (albo raczej kolejny krok po wiedzę) naprowadził mnie jeden krem. Masło Shea.
Warunki produkcyjne kremiku a przyroda
Po francusku Karité, angielskie she butter czyli masło shea to naturalny tłuszcz o barwie żółtej lub w kolorze kości słoniowej, otrzymywany z owoców (orzechów) afrykańskiego drzewa Vitellaria paradoxa (masłosz Parka). O to drzewo rozchodzi się cała filozofia ekologiczności kremu, który nie tylko dobrze działa, pochodzi z czystych terenów, ale i rewelacyjnie pachnie.
Zastosowanie w produkcji
Masło shea jest szeroko stosowane w kosmetyce, jako środek nawilżający, zmiękczający skórę, kojący, przeciwzmarszczkowy, a nawet w niewielkim stopniu jako ochrona przed promieniowaniem ultrafioletowym (jest w luksusowych kremach do opalania). Pomaga na włosy i rozdwojone końcówki, w czasie ciąży pozwala uniknąć rozstępów, nawet usuwa łupież. Pomaga także w maskowaniu blizn. Tłuszcz ten jest ponadto jadalny (w Afryce jest używany jako olej do smażenia od wieków).
Drzewo, nasionka, kremik czary mary ..
Drzewo Karite jest w Afryce uważane za święte. Ale to równocześnie kapryśna roślina. Ponieważ przemysł związany z masłem shea jest bardzo dochodowym źródłem dla wielu krajów Afryki Zachodniej wskazana byłaby masowa produkcja tego preparatu. Czysta, w naturalnych afrykańskich warunkach, dająca takie kremiki jak ten niesamowicie pachnący i kojący krem austriackiej firmy STYX na obrazkach. Tymczasem - drzewa masłosza nie można uprawiać na plantacjach, bowiem rośnie ono wyłącznie w dzikim, pierwotnym buszu, o specyficznym mikroklimacie. Na pierwsze owoce trzeba czekać około 15 lat! Aby zebrać większe zbiory nawet do 30 lat. Jedno dorosłe drzewo produkuje co roku do 20 kg owoców, co pozwala na wyprodukowanie tylko około 1,5 kg czystego masła karite (a standardowy krem to 200 ml). Dlatego w czystej postaci masło shea rzadko występuje na rynku (chociaż jest wiele gotowych kosmetyków zawierających śladowe ilości tłuszczu z masłosza jak np. szampony do włosów i balsamy do ciała).
Dobrze czy źle, czyli co z tego wynika?
Zastanowiwszy się nad genezą problemu, który sama wywołałam i teraz wypadałoby na niego odpowiedzieć:
- Dlaczego czysty ekologiczny kosmetyk jest drogi? (jeśli ktoś uważa że 80 zł za krem to nie jest dużo, to z góry przepraszam);
pozostaje mi odpowiedzieć pytaniem na pytanie:
- A dlaczego musimy używać rarytasów z Afryki, pozbawiać jej mieszkańców ich odwiecznego naturalnego dziedzictwa? Kosmetyk taki jak masło shea, skoro rośnie w stanie naturalnym, zawsze będzie drogi, ponieważ jego źródło jest ograniczone. Kupując taki krem - i jeszcze żądając by był tańszy - sprawiamy, że koncerny nie tylko wymuszają na pracownikach w Afryce by pracowali ciężej za mniejsze pieniądze, ale i by lokalne społeczności tanio oddawały im tereny, gdzie te drzewa rosną. a wszystko ku uciesze spragnionych bogactwa natury konsumentek z bogatej Europy...
To ja już wolę, żeby masło shea było drogie i niewielu go kupowało. A jak chcą być tacy eko, to niech lepiej zainteresują się kremami z polskich łąkowych kwiatów albo ziół. One z plantacjami nie mają problemu.
Komentarz: Kasia Dulko