Producentów i rolników ekologicznych jest coraz więcej, rośnie zatem gama produktów i klient może na rynku znaleźć już nie tylko jedno mydło czy szampon, albo lepiej sok z agawy czy powidła z certyfikatem ekologiczny, ale może już nawet wybierać, od kogo ten "ocertyfikowany" ekologiczny produkt kupi. Czy, jak namawiają nawet popularne media (konwencjonalne), kupować lokalne produkty (po aferze "hiszpańskich ogórków"), czy pozostać czy tradycyjnych sprawdzonych firmach, które już wiele lat temu zainwestowały w procesy pro-środowiskowe, nawet jakby były z drugiego końca świata. Ogólnie, okiem bacznego obserwatora świata ekologicznego, nie jest źle. Także w Polsce. Tylko, że wciąż nie jest dobrze.... ponieważ brakuje wspólnego lobbingu we własnej sprawie.
Samo słowo LOBBYING nie cieszy się popularnością ani poważaniem w powszechnej opinii Polaków. Nie dziwi zatem fakt, iż także producenci na przykład ekologicznych przetworów nie zrzeszają się w potężne organizacje reprezentujące ich interesy. A takie myślenie zdecydowanie by się przydało. Załóżmy bowiem, że wydarza się jakaś afera spożywcza (na miarę tej ostatniej w Niemczech) i padają sygnały, że zatrute warzywa czy owoce pochodziły z certyfikowanych ekologicznych zakładów ... To jest możliwe, czynnik ludzki może mieć wpływ na jednostkowy błąd, który można i trzeba natychmiast naprawić. Problem pojawia się gdzieś indziej: żeby media nie narobiły krajowej, a nawet globalnej paniki, po której być może niemożliwy będzie powrót do naprawy reputacji i wiarygodności szeroko pojętego określenia "eko", te same media muszą mieć z kim rozmawiać. A do kogo zadzwoniłby dziennikarz radia czy telewizji, żeby zapytać o komentarz drugiej strony, zanim nie narobiłby niesprawiedliwie i nieświadomie afery niszczącej biznes ekologiczny?
Zdjęcia zostały wykonane podczas targów branży ekologicznej: Organic Marketing Forum 2011