Mieszkam na warszawskiej Woli. Codziennie, gdy otwieram oczy, widzę piękną, starą topolę, po której od razu wiem, jaka na dworze jest pogoda. Nie wspominając o porze roku. I codziennie rano myślę sobie, że mam nadzieję, że nigdy mi jej nie wytną. To jest namiastka mojego ogrodu.
Z drugiej strony świata mam drugi, malusi ogródek. To tylko pięć skrzynek na balkonie i jedna okrągła, wisząca donica, ale sprawia mi ogromną radość i jest bardzo pomocny w kuchni!
Donica wisi dla ozdoby. Na solidnym mosiężnym haku, ładnie wygiętym, ozdobnym, wisi okrągła brązowa doniczka z czerwonymi pelargoniami. Trochę zmarniały w czasie ostatnich deszczy – też lubią lato i słońce, byle je często podlewać - i zastanawiam się właśnie, czy nie zastąpić ich wrzosami. Mówi się, że przynoszą nieszczęście, ale nie jestem przesądna. Z drugiej strony – może dam jeszcze szansę moim pelargoniom i drugiej połowie polskiej złotej jesieni – może będzie słoneczniej!
Balkonowo i kuchennie
W skrzynkach natomiast jest moja skarbnica kuchenna! Zioła i to, czego potrzebuję często w kuchni! Nic tak nie smakuje, jak pomidory z mozarellą z własnoręcznie wyhodowaną bazylią. Nie jest tak dorodna jak ta, którą można kupić w supermarkecie, wsadzoną w małą czarną doniczkę, owiniętą folią – ale jest MOJA! Przeze mnie zasiana – za gęsto, rozsadzona, wychuchana, wypieszczona, wypodlewana, wypielęgnowana! Muszę się przyznać bez bicia, że nie mam ręki do roślin, jestem niesystematyczna i czasem za leniwa, a takim „ogrodem”- chociaż małym – trzeba się stale zajmować i o nim pamiętać, więc może to jest przyczyna niedorodnej bazylii. Ale i tak pachnie i smakuje wyśmienicie!
Obok bazylii poczesne miejsce w moim balkonowym ogrodzie zajmuje rukola. Przyjęła się ta nazwa z włoskiego, chociaż dużo bardziej romantyczna jest nasza polska – rokietta siewna. Rośnie rokietta łatwo i traktuje się ją trochę jak chwast, dopóki się nie spróbuje! Entuzjaści włoskiej kuchni znają jej lekko wyrafinowany smak: podana z szynką parmeńską, avocado albo melonem, okruszona parmezanem i skropiona sosem balsamicznym. Mniami! Albo spécialité de la maison: ekologiczna quinoa zapiekana na oliwie z oliwek z suszonymi pomidorami, zielonymi oliwkami, serem pleśniowym i kaparami! To już uznana potrawa, podawana czasem na moim balkonie wśród ziół dla wybrańców, do butelki czerwonego, ekologicznego wina hiszpańskiego! Ech, szkoda, że to lato minęło!
Następne w kolejce zielnej są tymianek i melisa! Melisę przede wszystkim można parzyć. Nie wszystkim może smakować taka w domowym wydaniu, zwłaszcza tym, którzy lubią intensywny smak czarnej herbaty, ale wtedy właśnie nie trzeba pić czystego naparu, a można dorzucić jeden czy dwa listki do czarnej herbaty. Tymianek, a raczej macierzanka tymianek – aromatyczny i pomocny - najbardziej pasuje mi do ciasta francuskiego zapiekanego ze szparagami i świeżymi pomidorkami, czosnkiem i odrobiną parmezanu! Pycha, chociaż mniej ekologicznie, niż na cieście zwykłym do tarty z ekologicznej mąki!
Obok tymianku na moim balkonie rośnie majeranek. Do niedawna myślałam, że do niczego bardzo mi się nie przyda – kojarzy się z ciężkostrawną kuchnią polską. Ale okazało się, że z ekologiczne fasoli da się zrobić bardziej lekką zupę-krem fasolową bez tłustego mięsa wieprzowego, za to dobrze doprawioną właśnie majerankiem. Ja zawsze skubnę też coś do zupy-kremu z pomidorów, a co!
Estragon też mam, chociaż ostatnio nie chce rosnąć w górę, kładzie się w czasie deszczu ☹ Ale przydaje się o tej porze roku, bo wyśmienity jest do bakłażanów, zapiekanych z pomidorami i papryką. Do tego jeszcze sól, czosnek, odrobina wspomnianego już tymianku. I świetne do tego są… ekologiczne migdały, uprażone lekko na suchej patelni!
Było o melisie i lekkim naparze, nie sposób nie wspomnieć mięty! Też nie wygląda tak dostojnie jak ta w folii w supermarketach, ale jest także moja, tylko moja! W zależności od potrzeby – czasem delektuję się nią wieczorową porą, bo dobra jest na jesienne, chłodniejsze wieczory, zwłaszcza te pod koniec weekendu, kiedy jeszcze dopalają się letnie grille, a z drugiej strony zdarzają się szarlotki i ciasta ze śliwkami! Ale czasem też parzę miętę tak, żeby przypominała mi wakacyjny czas – zwłaszcza taki najpiękniejszy, który spędziłam na niezapomnianej trzytygodniowej wyprawie do Maroka… Wtedy parzę herbatę w garnuszku, upycham do pełna mojej balkonowej mięty, aż nie domyka się pokrywka, i sypię 7 łyżeczek trzcinowego cukru! Herbata na sposób marokański, dobra na największe upały, i chociaż właśnie odeszły – dobrze jest w smaku poczuć ich smak i zapach – słodko-miętowy.
Z rozmarynem był problem, bo pnie się wysoko… Dlatego rośnie w doniczce stojące niżej. Mam wrażenie, że się trochę męczy, że mu trochę ciasno, ale już niedługo… Nie mogłam sobie darować, bo pachnie ładnie i kojarzy mi się z podróżą do Włoch. Z niej mi został nawyk dodawania rozmarynu do zupy marchwiowej… Ponieważ jesień, też będę częściej robić. Zastanawiam się też, czy nie przyda się do ciasta z dyni – no, spróbujemy…!
Szkoda mi trochę, bo nie mam tego mojego ogrodu jak przetrzymać przez zimę. Lada dzień i się lato skończy na dobre, chyba trzeba będzie serio posadzić wrzosy. A szkoda, bo mniej przydadzą się w kuchni… Piszę tak, i piszę, i bardziej mi wychodzi, że większa ze mnie smakoszka niż ogrodniczka, ale czy to czemuś przeszkadza? W ogrodzie tak jak w kuchni – trochę trzeba znać zapach, trochę smak, trochę popatrzeć i spróbować, co do czego pasuje, a co się raczej nie lubi i w jednej doniczce nie wytrzyma. A przede wszystkim – trzeba się cieszyć z życia, z małych rzeczy, dostrzegać ich urok i chcieć! Chcieć sadzić i siać, po to, by nacieszyć oko.
****
Powyższy tekst został nagrodzony w Konkursie Ogrodnika. Gratulujemy!